Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zatopiona wieś Łuka. W poszukiwaniu śladów przeszłości [ROZMOWA]

Marta Chmielińska
Marta Chmielińska
Łukasz Birycki z zawodu jest leśnikiem, a z zamiłowania regionalistą. Już w maju w Hajnówce w Miejskiej Bibliotece Publicznej odbędzie się spotkanie z autorem
Łukasz Birycki z zawodu jest leśnikiem, a z zamiłowania regionalistą. Już w maju w Hajnówce w Miejskiej Bibliotece Publicznej odbędzie się spotkanie z autorem Marta Chmielińska
Kiedy mieszkańcom dawnej Łuki mówiłem, czyim jestem synem, czyim wnukiem, wskazywałem, że moi przodkowie pochodzą z tej wsi, od razu wszystkie drzwi otwierały się na oścież. Ludzie dzielili się swoimi zdjęciami, dokumentami i wspomnieniami – opowiada Łukasz Birycki, autor monografii nieistniejącej już wsi Łuka

Jest pan autorem książki „Łuka portret przeszłości”. To monografia wsi znajdującej się dziś pod wodami Zalewu Siemianówka. Co skłoniło pana do zajęcia się tym tematem?

Wszystko zaczęło się od genealogii mojej rodziny. Prowadząc poszukiwania przodków, zbierałem przy okazji informacje dotyczące Łuki, z której pochodzi moja rodzina. Jeździłem po różnych archiwach w Polsce i zagranicą. Przeglądając archiwalia trafiałem na spisy mieszkańców, inwentarze majątku wsi Łuka. Znajdowałem w nich nazwiska dawnych mieszkańców i informacje dotyczące tego, jak się wtedy toczyło życie. To stało się bodźcem do utrwalenia tej historii, żeby nie zaginęła. Widząc, jak obszerny materiał zgromadziłem, uznałem, że warto byłoby opracować to i wydać. Przeszkodą jednak były pieniądze. Kiedy tylko pojawiła się szansa na dofinansowanie, skorzystaliśmy z tego w ramach działalności Stowarzyszenia Łuka Nad Narwią – ocalić od zapomnienia.

Wydaje się, że tak mała miejscowość jak Łuka nie pojawia się zbyt często w dawnych dokumentach, bo przecież uwiecznia się tylko ważne miejsca i wydarzenia…

Ogólnie materiału archiwalnego jest dość sporo, problemem było jego rozczłonkowanie po różnych archiwach i bibliotekach. Wizyty w archiwach, zbieranie kopii dokumentów i samo poszukiwanie zajęło mi wiele czasu. I ten etap pracy był najbardziej uciążliwy. Kilka razy byłem w archiwach w Wilnie i w Grodnie. Wspierali mnie też znajomi z Mińska i Petersburga, pozyskując potrzebne mi dokumenty. Posiłkowałem się też opracowaniami naukowymi, bo początek wsi był w miarę dobrze opracowany w literaturze. Natomiast okres od XIX wieku do II wojny światowej był białą plamą i tu musiałem zebrać dużo materiału archiwalnego, który w większości znajdował się w Grodnie. Z kolei lata powojenne były dość dobrze opisane w różnych wspomnieniach. Oczywiście posiłkowałem się też opowieściami ludzi, ale tu, wiadomo, trzeba było wszystko weryfikować w archiwach, bo pamięć ludzka jest niestety ulotna. Problemem były też zdjęcia – posiadałem bardzo dużo materiałów archiwalnych, a zdjęć zbyt wielu nie miałem.

Jak zatem zdobył pan tak dużą ilość fotografii, bo w książce jest ich naprawdę sporo…

Zdobycie zdjęć było utrudnione, ponieważ – jak wiadomo – wsi nie ma od kilkudziesięciu lat, mieszkańcy rozpierzchli się po okolicznych miejscowościach. Szukałem ich pytając po znajomych, za pomocą poczty pantoflowej. Ludzie bardzo mi pomagali. Okazało się, że wielu z nich znało kogoś z dawnych mieszkańców lub ich potomków i tak powoli udawało mi się skontaktować z wieloma mieszkańcami tej nieistniejącej już wsi. 80 proc. znajdujących się w książce zdjęć dostałem od dawnych mieszkańców Łuki w ostatnim roku pracy nad tą publikacją. Wielką pomocą były pamiętniki Eugeniusza Smolskiego z Łuki, który kiedyś spisał po kolei kto, gdzie i w którym domu mieszkał oraz krótko przedstawił dalsze losy poszczególnych rodzin. Dzięki temu mogłem zlokalizować poszukiwanych mieszkańców. Kiedy zaczynałem ich odwiedzać, zupełnie mnie nie kojarzyli, ale gdy mówiłem im czyim jestem synem, czyim wnukiem, wskazywałem, że moi przodkowie pochodzą z Łuki, od razu wszystkie drzwi otwierały się na oścież i wszystko stawało się dużo prostsze. Ludzie dzielili się ze mną swoimi zdjęciami i dokumentami. Niektóre z nich były bardzo interesujące, jak na przykład zaświadczenia o pracy z okresu bieżeństwa czy dawne wyrysy posiadanych gruntów.

Książka zawiera część opisową, dodatki w postaci spisów mieszkańców z różnych okresów oraz wiele zdjęć. Fotografie ułożone są w sposób szczególny…

Tę część fotograficzną, dotyczącą mieszkańców, pogrupowałem w sposób pokazujący miejsca zamieszkiwania tych osób. Przedstawiłem jaka rodzina w danym domu mieszkała, nazwiska i imiona tych ludzi, do tego fotografie. Dodatkowo opatrzyłem poszczególne rodziny ich lokalnymi, funkcjonującymi we wsi przydomkami. Nadawanie przydomków jest dość częste na tych terenach, ponieważ często zdarzała się zbieżność nazwisk i imion, więc aby rozróżniać poszczególne osoby, nadawano im przydomki – od nazwiska lub głowy rodziny. Łuka była także zagłębiem garncarstwa i tę tradycję także starałem się udokumentować w jednym z rozdziałów książki. Osobny rozdział poświęciłem też szkole w Łuce, począwszy od pierwszych szkółek w czasach zaborów, aż po czasy współczesne. Zgromadziłem sporo zdjęć przedstawiających całe klasy i kadrę nauczycielską. Opisywanie zdjęć było trudne, ponieważ musiałem weryfikować nazwiska uwiecznionych uczniów w różnych źródłach. Cieszę się, że udało nam się zidentyfikować większość uczniów oraz nauczycieli, którzy zwykle byli przyjezdni.

W książce jest też wyjątkowa mapa…

Tak. W ramach projektu stworzyliśmy mapę toponimii Łuki. Są na niej umieszczone nazwy pól, łąk, dróg, uroczysk, które są charakterystyczne dla Łuki. Grafik złożył podkład z 12 zdjęć lotniczych, obejmujący obszar od Starego Dworu na wschodzie do Suszczy na zachodzie, i te wszystkie nazwy umieściliśmy w odpowiednich miejscach. Nazwy zapisane są w brzmieniu oryginalnym z dużą naleciałością języka białoruskiego z zaznaczeniem miejsca akcentowania.

Trafił pan na jakąś tajemnicę?

Jedną z większych niespodzianek, na jakie trafiłem, był udział mieszkańców Łuki w powstaniu listopadowym. Dotarłem do dokumentów znajdujących się w archiwum w Grodnie, z których dowiedziałem się, że właściciel majątku Łuka – Kazimierz Houwalt objął dowództwo nad powstańcami w jednej z większych bitew w Puszczy Białowieskiej, nad Hoźną, a w jego oddziale było 36 mieszkańców Łuki. Kazimierz Houwalt został ostatecznie pojmany i zesłany na Syberię, a za udział w powstaniu łuczanom dorzucono dwa dni dodatkowej pańszczyzny w tygodniu. W powstaniu styczniowym mieszkańcy Łuki także ucierpieli, bo dwór w Łuce został spalony przez Kozaków.

Co stanowiło największą trudność w pracy nad książką?

Najtrudniejsze były tłumaczenia z języka rosyjskiego. Dokumenty były słabo czytelne, pisane odręcznie. Poza tym ówczesny rosyjski różni się od współczesnego. Chociaż znam język białoruski, to miałem z tym spory problem i zdarzało mi się siedzieć kilka godzin nad krótkim tekstem.

Pan już prawdziwej Łuki nie pamięta?

Nie pamiętam wsi Łuka ani jej okolic przed zalaniem, ponieważ urodziłem się w roku 1989, a całkowite zalanie tego terenu nastąpiło w roku 1990. Znam więc Łukę tylko ze zdjęć i opowieści. Okładka mojej książki łączy stare z nowym, składa się z dwóch nałożonych na siebie zdjęć – górne zostało zrobione w 2015 r., dolne z 1964 r., przed zalaniem wsi. Widać na nim dokładnie, gdzie była wieś, a gdzie obecnie zaczyna się zbiornik.

Jak doszło do tego, że Łuka została zatopiona?

Proces wywłaszczania mieszkańców rozpoczął się już w 1977 r. Wszyscy ludzie z Łuki zostali wysiedleni, został tylko jeden dom – Sergiusza Łobacza, mężczyzny, który nie dał się wysiedlić. Jego dom jest jedynym ocalałym domem mieszkalnym. Ocalał też dawny sklep GS, który dziś znajduje się w rękach prywatnych. W sumie zalano osiem wsi, a największą z nich była właśnie Łuka, licząca wówczas ponad 120 gospodarstw. Mieszkańcy rozpierzchli się po okolicy – część zamieszkała w specjalnie wybudowanych blokach w Bondarach i w Michałowie, część trafiła do Hajnówki, a część przeprowadziła się do miejscowości nazwanej Nowa Łuka. Przeniosło się tam dziewięciu gospodarzy, którzy chcieli dalej prowadzić swoje gospodarstwa. Dziś wielu mieszkańców Nowej Łuki to ludzie napływowi – turyści. Zmienia się też charakter wsi – z rolnego na turystyczny.

Wysiedlenie musiało być dla wielu mieszkańców traumatycznym wydarzeniem.

Minęło już dużo czasu od wywłaszczenia, bo to przecież ponad 30 lat, ale starsi ludzie nadal mocno przeżywają. Ci, którzy urodzili się w Łuce, byli z tym miejscem bardzo związani i oni podczas wywłaszczenia przeżywali prawdziwą traumę. Natomiast młodsze pokolenie wówczas tego tak nie odbierało, ale teraz mówią, że chcieliby wrócić do swojej wsi. Czują sentyment.

Krążyły legendy o tajemniczych utonięciach w Zalewie Siemianówka, o osobach, które natrafiły na niezabezpieczony komin czy studnię. To prawdziwe historie?

Nie. Ludzie rozbierali swoje domy, a jak ktoś nie zdążył tego zrobić, to przyjeżdżały maszyny i to wszystko niwelowały, równały z ziemią. Nie ma takiej możliwości, żeby ktoś, pływając, zahaczył o komin, bo żadne kominy nie zostały. Ponadto Siemianówka nie jest na tyle płytka, by ktoś kąpiący się w zalewie mógł wpaść do studni. Nie ma też żadnych legend o pojawiających się dawnych gospodarzach i wiejskiej mitologii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zatopiona wieś Łuka. W poszukiwaniu śladów przeszłości [ROZMOWA] - Hajnówka Nasze Miasto

Wróć na bielskpodlaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto