Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Król i królowa lumpeksów na używanych ciuchach zbijają fortunę (ZDJĘCIA)

Olga Goździewska-Marszałek
Olga Goździewska-Marszałek
Wiktoria i Daniel to królowie lumpeksów! Sprzedając używaną odzież, potrafią zarobić 8,5 tys. zł w jeden dzień
Wiktoria i Daniel to królowie lumpeksów! Sprzedając używaną odzież, potrafią zarobić 8,5 tys. zł w jeden dzień Wojciech Wojtkielewicz
Wiktoria Trojan i Daniel Olender z Białegostoku to królowie lumpeksów. Zarabiają ok. 20 tys. zł miesięcznie sprzedając używane, znalezione w białostockich second handach ubrania. Jedwabna suknia Louis Vuitton, ślubna kreacja Diora, kolekcjonerskie koszulki piłkarskie, bluza Burberry, sweter Armani – to tylko kilka perełek, które mają w swojej kolekcji. Zapłacili za nie grosze.

Jak zaczęła się wasza przygoda z „lumpowaniem”?

Wiktoria Trojan: Od dziecka chodziłam „na lumpy”. Mama zabierała mnie do sklepu Fatałaszek przy białostockim dworcu PKP. To outlet, w którym robiłyśmy regularnie zakupy. Później poznałam Daniela. To było dwa lata temu. Zupełnie przypadkiem zgadaliśmy się, że oboje lubimy chodzić do second handów. Mieliśmy razem szczęście, bo podczas naszej pierwszej wspólnej wyprawy na lumpy, w sklepie Retro znaleźliśmy pięć koszulek Diora. Od ręki je sprzedaliśmy za 300 zł od sztuki. Dla nas to były wtedy kolosalne pieniądze (śmiech). Od tego czasu zaczęliśmy chodzić do second handów regularnie.
Daniel Olender: I zaczęliśmy wystawiać ubrania na aukcjach w sieci. Początkowo w Polsce, z czasem przerzuciliśmy się na zagraniczny rynek. Sprzedajemy głównie za pośrednictwem platformy Grailed. Tam klient jest w stanie zapłacić więcej za rzeczy vintage. I to był strzał w dziesiątkę. Dziś lumpeksowanie to nasza praca i pasja. Spędzamy ze sobą praktycznie całą dobę (śmiech). I lubimy swoją pracę. Daje nam niezależność i przynosi dobre dochody.

Jak znaleźć w lumpeksach takie perełki na których można zarobić?

Wiktoria: Warto poznać projektantów i materiały. Trzeba umieć rozpoznać jedwab czy wełnę. Ja potrafię ocenić rzecz po dotyku, a dopiero później patrzę na metkę. Zdarza się, oczywiście, że metka jest wycięta. Wtedy warto poszukać tzw. wash’a, czyli metki z informacjami dotyczącymi prania. Dzięki niej może się okazać, że ubranie faktycznie jest bardzo dobrej jakości. Możemy skupić się też na detalach, takich jak np. guziki. One dużo mówią o pochodzeniu ubrania.
Daniel: Istotne jest również, by w sklepie przeglądać rzecz po rzeczy. Jeśli „skaczemy” po wieszakach, marnujemy tylko czas i zmniejszamy swoje szanse. Jeśli szukamy ubrań, by je sprzedać, musimy w lumpeksie cierpliwie przejrzeć całą aktualną dostawę.

Ile osób zajmuje się „lumpeksowaniem” w Białymstoku?

Daniel: Znamy bardzo wiele takich osób. Nie dla każdego jednak szukanie wartościowych rzeczy w lumpeksach jest pracą na cały etat. Sporo osób traktuje to jako dorywcze zajęcie. Często są to uczniowie liceów, techników i studenci. W ten sposób dorabiają. Na poważnie w Białymstoku lumpowaniem zajmuje się tylko kilka osób. Są jeszcze starzy handlarze, którzy pozyskują towar w second handach, ale to nieco inna kategoria.

Zdecydowaliście się na założenie firmy. Dlaczego?

Daniel: Założyliśmy firmę, kiedy zaczęliśmy zarabiać nie w setkach, ale w tysiącach złotych. To był oczywisty krok – pracujesz to płacisz podatki. Nie wyobrażam sobie oszukiwania państwa i innych, którzy uczciwie odprowadzają podatki. My zdecydowaliśmy się na ryczałt, płacimy niski podatek. To trzy procenty od całości, plus składki zdrowotne. Przy naszych zarobkach nie jest to odczuwalne. Uważam, że w Polsce przedsiębiorcy prowadzący handel mają naprawdę dobre warunki.

Jak się kształtują wasze zarobki? Ile potraficie zarobić jednego dnia?
Daniel: Pamiętam pewien wyjątkowy dzień. Mieliśmy wtedy do zapłacenia składkę ZUS, ale też chcieliśmy sobie coś kupić i zamówić wieczorem sushi, a tymczasem na koncie mieliśmy tylko 20 zł. U nas jednak nie ma czekania do pierwszego. Poszliśmy do naszego magazynu, zrobiliśmy zdjęcia i wystawiliśmy rzeczy do sprzedaży w innych krajach. I tak w jeden wieczór zarobiliśmy 8, 5 tys. zł. Pieniądze wpadły od razu i było sushi (śmiech). Miesięcznie zarabiamy pięciocyfrowe kwoty. Przy czym ponosimy koszty – w lumpeksach wydajemy miesięcznie od dwóch do nawet ośmiu tysięcy złotych. W dalszym ciągu kupujemy więcej niż sprzedajemy. Sporo inwestujemy w towar, mimo że moglibyśmy przez kilka miesięcy nie chodzić do lumpeksów i wystawiać na aukcje to, co już mamy.

A jaki jest wasz najbardziej wartościowy łup?

Wiktoria: Pod względem wartości jest to suknia ślubna Christiana Diora. Znaleźliśmy ją w zupełnie niepozornym lumpeksie. Kreacja wisiała na manekinie i zwróciła naszą uwagę. Ma długi tren i rękawiczki do kompletu. Ale co najlepsze, nie kupiliśmy jej od razu, bo to były początki naszej działalności. Dopiero późniejszy research w sieci przekonał nas o jej wartości i po nią wróciliśmy. Daniel: Cudem znalazłem w sieci numer do tego lumpeksu, zadzwoniłem do sklepu i poprosiłem o odłożenie sukni. Mało tego, stargowałem jeszcze cenę z 40 na 30 złotych (śmiech)! Tę suknię sprzedamy za około 10 tys. zł, gdy przyjdzie odpowiedni czas. Trzymamy ją zabezpieczoną poza magazynem, bo jest dużo warta.

Jak sobie poradziliście w czasie pandemii, gdy sklepy były zamknięte?

Wiktoria: Mieliśmy w końcu urlop (śmiech). Nie mogliśmy się „zatowarować”, ale mieliśmy co sprzedawać. Mamy bowiem naprawdę porządne zapasy. Gdyby teraz zamknęli nam lumpeksy, to też mielibyśmy co robić. W zasadzie w czasie lockdownu cieszyliśmy się z tego, że możemy się skupić na sprzedaży i nie stresowaliśmy się zamknięciem sklepów.

A jak wygląda wasza codzienna praca? Każdego dnia ruszacie do lumpeksów na „polowanie”?

Daniel: Urok naszej pracy jest taki, że jednego dnia możemy pójść do sklepów, a innego odpocząć i nic nie robić. Wszystko zależy od nas. Ustaliliśmy sobie, że nie chodzimy do lumpeksów w weekendy. Działamy tylko w tygodniu, w dni powszednie. Chodzimy zarówno na wyprzedaże, jak i na dostawy towaru. Jeśli chodzimy po sklepach np. od godziny 9 do godziny 18, to zawsze udaje nam się znaleźć coś wartościowego. Przez jakiś czas sprzedawaliśmy wyłącznie męską odzież, ale teraz przeglądamy również dział damski.

Dlaczego wcześniej wybieraliście tylko męskie działy?

Daniel: Damskie ubrania luksusowych marek zbieramy od jakiegoś czasu i część sprzedajemy w większych paczkach. Zostawiamy tylko perełki, które czekają na wystawienie. Sprzedaż damskiej odzieży wymaga więcej wysiłku. Trzeba zrobić dobre zdjęcia z użyciem dodatkowego oświetlenia, najlepiej na manekinie, pokazać produkt w atrakcyjny dla oka sposób. Męskich ciuchów często nie trzeba nawet prasować (śmiech). Wystarczy zrobić zdjęcie na wieszaku i wystawić. Chętnych do zakupu nie brakuje. Poza tym – penetrując tylko męskie działy – oszczędzaliśmy czas spędzany w sklepach, bo są one zdecydowanie mniejsze niż damskie.

Zazwyczaj przed lumpeksami – w dniu dostawy towaru – tworzą się ogromne kolejki. Ludzie pchają się do środka jeden przez drugiego, a później szybko ściągają rzeczy do koszyków. Jak sobie radzicie w tej „lumpeksowej dżungli”?

Daniel: W dniu dostawy trzeba być przed sklepem odpowiednio wcześniej, przynajmniej 30-40 minut! Mówimy oczywiście o sieciówkach, bo w mniejszych lumpeksach nie ma takiej potrzeby. Osoby, które chodzą na dostawy już nas znają i traktują z szacunkiem. Dawno już nie było takiej kolejki, gdzie by ktoś kogoś – biegnąć do sklepu – stratował (śmiech). Staramy się zachowywać wobec sobie w porządku.

Czy Białystok jest dobrym miejscem do lumpowania?

Wiktoria: W naszym mieście jest spora różnorodność cen i towaru. W jednym lumpeksie bluzka może kosztować 2 złote, a w drugim za taką samą zapłacimy 80 zł.
Daniel: Warto też zwracać uwagę na to, skąd przyjechał towar. Na naszym rynku dostępne są ubrania m.in. z Anglii, Niemiec, Polski czy krajów skandynawskich. Osobiście uważamy, że z tego ostatniego regionu świata ciuchy są naprawdę dobre. Skandynawowie dbają o wszystko, co posiadają i co ich otacza. Ubrania od nich są zazwyczaj świetnie zachowane, nawet jeśli były długo noszone. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o towarze z Anglii. Anglicy oddają dużo markowych rzeczy, ale kompletnie nie dbają o ciuchy. Ubrania importowane z tego kraju mają wady. Jednak najsłabszy jest niemiecki towar. To często np. koszulki z nadrukami danych firm, zupełnie bezużyteczne.

Skąd mamy wiedzieć skąd sklep bierze towar?

Daniel: Warto zajrzeć na stronę sklepu, jeśli taka istnieje. Zazwyczaj takie informacje są jawne. Można też zapytać obsługę. Albo dojść do własnych wniosków po przeglądzie towaru. Jeśli znajdziemy np. sporo koszulek piłkarzy z lokalnych drużyn, drugiej czy trzeciej ligi, to wystarczy spojrzeć w jakim języku są napisy. I już wiemy, skąd sklep ma przynajmniej część towaru.
Aktualnie modny jest vintage, dzięki czemu sprzedajecie wiele ubrań. Wracają trendy z lat choćby 80. czy 90.

A co będzie, kiedy ta moda się skończy? Martwicie się tym?

Wiktoria: Absolutnie. Moda vintage zawsze będzie żywa. Zmieniają się tylko trendy. My szukamy też często ponadczasowych klasyków. Sprzedajemy ubrania osobom w różnym wieku. Obserwujemy też rynek modowy i dopasowujemy się do niego. Często to sami klienci nam pokazują, czego chcą.

Jakie second handy w Białymstoku polecacie?

Daniel: Warto polecić sklepy sieci Ja-mam, ale tylko w dniu wyprzedaży, kiedy jest minus 80 procent lub 3 zł za sztukę. Wybór jest tam duży i wciąż można znaleźć markowe rzeczy. Niestety, w dniu dostawy ceny są tam nieadekwatne do jakości ubrań. Towar w tym sklepie pochodzi z Anglii, ale jest selekcja. Nie ma raczej rzeczy zniszczonych czy poplamionych. Warta polecenia jest też Haliszka przy ul. Hetmańskiej. To duży sklep, pełen skrajności. Towar, również z Anglii, nie jest najlepszej jakości, bo jest sporo rzeczy poplamionych i zniszczonych, ale zdarzają się też dobre ubrania z metkami.

Wiktoria: Polecamy również sklepy Retro, gdzie towar pochodzi zarówno z Anglii, jak też z Niemiec. W mniejszej ilości znajdziemy tam ciuchy ze Skandynawii. Na dostawach jest tanio i warto się tam wtedy wybrać. Nie jest łatwo znaleźć coś markowego, ale jest wiele ciekawych ubrań. W Białymstoku godne polenienia są też małe lumpeksy na osiedlach, których nazw nie możemy zdradzić. Czasami jeździmy też za miasto. W mniejszych miejscowościach można znaleźć prawdziwe perełki.

Bardzo popularnym miejscem sprzedaży ciuchów z tzw. drugiej ręki jest też internetowa platforma Vinted. Korzystacie z niej?
Daniel: Kiedy my zaczynaliśmy, ta platforma nie była tak popularna. Dziś wiele osób właśnie tam zaczyna swoją przygodę ze sprzedażą ubrań. Ma to plusy i minusy. Dzięki używaniu tej aplikacji wyrabiamy sobie nawyk robienia zdjęć, wystawiania ubrań i kontaktu z klientem. Z drugiej strony ludzie notorycznie zgłaszają tam konta za tzw. sprzedaż komercyjną. Jeśli wystawimy za dużo rzeczy, dostaniemy tzw. bana. Nie można też sprzedawać na Vinted, kiedy ma się założoną działalność gospodarczą. Na tej platformie z założenia chodzi o to, by pozbyć się rzeczy ze swojej szafy za drobne pieniądze.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Król i królowa lumpeksów na używanych ciuchach zbijają fortunę (ZDJĘCIA) - Kurier Poranny

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto