Pan Andrzej poszedł na wybory z rodziną: żoną i dwójką małych dzieci. Jego żona podała adres zameldowania, okazała dowód, podpisała się i otrzymała karty do głosowania.
- Zdziwiłem się, bo gdy powtórzyłem ten sam adres, okazało się, że mnie w ewidencji wyborców nie ma - opowiada - Przewodnicząca komisji uprzejmym głosem powiedziała, bym poczekał, a ona postara się wyjaśnić sprawę. Słyszałem, jak dzwoni do ewidencji ludności urzędu miasta i dopytuje o mnie.
Okazało się, że pan Andrzej nie figuruję w ewidencji ludności.
-Przewodnicząca komisji dopytała mnie, czy prosiłem o dopisanie do spisu wyborców w tym obwodzie - relacjonuje pan Andrzej. - Odpowiedziałem, że nie, bo nie widziałem takiej potrzeby. Pod tym samym adresem mieszkam od urodzenia i od kiedy mam prawa wyborcze, głosuję w tym samym miejscu i nigdy nie było problemu. Zawsze po okazaniu dowodu wydawano mi kartę do głosowania.
Tym razem jednak odprawiono go z kwitkiem. Po wyjściu z lokalu wyborczego udał się do Miejskiej Komisji Wyborczej, by ustalić o co chodzi.
- Najpierw rozmawiałem z komisarzem wyborczym i urzędnikiem odpowiedzialnym za nadzór nad wyborami - relacjonuje. - Komisarza, z racji wykonywanego zawodu, znam. Obaj panowie wyjaśnili, że nie mogą nic zrobić, bo wyborca musi być wpisany w ewidencji i spisie wyborców.
Pan Andrzej został skierowany do referatu ewidencji.
- Tam usłyszałem coś, co mnie bardzo zaskoczyło. Od 2003 roku nie mam meldunku, czyli przez niemal całe dorosłe życie - opowiada pan Andrzej. - Żeby było śmieszniej, usłyszałem to w pokoju, w którym dwa lata temu wymieniałem dowód osobisty. Nikt mi na to wówczas nie zwracał uwagi. W najnowszym dowodzie adres nie jest wpisywany, ale jeśli nie mam meldunku od 15 lat, to i wyrabiając poprzedni, też go nie miałem. A wówczas obowiązek posiadania zameldowania obowiązywał. Wychodzi na to, że nie miałem go głosując w dotychczasowych wyborach, a przez 15 lat trochę ich było.
Czytaj też: Relacja w wyborów 2018
Ba przez 15 lat pan Andrzej wykonywał mnóstwo czynności, przy których zameldowanie wydaje się niezbędne.
- Ożeniłem się, jako właściciel mieszkania zameldowałem u siebie żonę, która mogła wziąć udział w wyborach i tych, i poprzednich - wymienia. - Podpisywałem akty notarialne, występowałem przed sądem, przejmowałem spadek, brałem kredyty, pracowałem. Jakieś dziesięć lat temu wyrobiłem sobie paszport i wyjeżdżałem za granicę. I nikt mi nie zwrócił uwagi, że nie mam meldunku.
Ostatecznie pan Andrzej obywatelskiego obowiązku głosowania nie dopełnił. A w urzędzie usłyszał, że najpierw musi dopisać się do spisu wyborców i ewentualnie się zameldować.
- Panie w ewidencji ludności odnalazły jakiś wpis, że w 2003 roku meldowałem się tymczasowo w Białymstoku - mówi pan Andrzej. - Rzeczywiście byłem wówczas studentem i mieszkałem w akademiku. Być może nawet meldowałem się tam tymczasowo, bo taki był wymóg. Ale to przecież było tymczasowe zameldowanie, bo w akademiku inne być nie mogło. Od tamtej pory minęło 15 lat, nawet akademika już nie ma. No i, jak usłyszałem od jednego z urzędników, mnie też formalnie nie ma. Z tym systemem jest coś chyba nie tak...
WIDEO: Cisza wyborcza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?